cóż za obiad...
Komentarze: 3
och chceiłam coś napisać... ale rozmowa z michałem troche wybiła mnie zmoich przemysleń... aaaa już wiem ...
niom wiec wróciłam sobie ze szkkówki a mam wychodizła do lekarza... poweizła ze mam kotlet w logówce musze sobie go usmażyć a fasloke (zielona moja ulubiona :) mam na druszlaku czy czymś tkaim do odcedzania z wody... nniom wiec zalałam całą patelnie oliwom z olivek i wwaliłam tam kotleta... po czym zobaczyłam wielką biała chmure dymu.. tata włsnie weszedł do domu (był w s-c) i mowi ze coś sie pryzpaliło... jak sie oakzłao to spaliłam tne olej... a kotlet... hmmm szkodoa gadac...
Dodaj komentarz